poniedziałek, 29 listopada 2010

bolesne konsekwencje spełniania marzeń

i już! zaczęło się! ponosimy konsekwencje decyzji o zakupie domu 215 km od rodzinnego miasta.. wiadomo było, że będzie niełatwo (kłody pod nogami, góra problemów, dym w oczy), ale tęsknoty nie brałam pod uwagę!
od 3 miesięcy jedno z nas żyje "totutotam" - większą część czasu spędza w śledzibie robiąc co się da żeby zabezpieczyć dom na zimę, przyjeżdżając do Poznania raz na czas jakiś w celu regeneracji sił, ogrzania się, przybrania na wadze, wyleczenia kontuzji i ran, zakupienia niezbędnych narzędzi itp.
drugie z nas w tym czasie siedzi w Poznaniu w pracy (niestety) i bardzo, bardzo tęskni..
wydawałoby się, że rozłąka nie będzie problemem, a jednak..doskwiera paskudnie!

jak się mieszka w śledzibie?


warunki są dość spartańskie. od prawie pół wieku nikt w niej nie mieszkał. jest prąd, bieżąca woda i tyle! nie ma łazienki ani kuchni, myć się trzeba w misce, a gotuje się w czajniku elektrycznym (herbatę, kawę i zupki z paczki ;-p). jeden z pokoi na piętrze prawie nadaje się do mieszkania, ale ma ubytki w niektórych oknach, wiec rozbicie namiotu odrobinę podnosi komfort - nie hula w nim wiatr!






śledziba ożywa też nocą (która zapada już ok. 16:00 ;))

niedziela, 28 listopada 2010

ubytkiem malowane

posiadanie domu z dziurami w oknach, podłogach, ścianach i sufitach ma swoje dobre strony - bywa bardzo malowniczo, kiedy się przez nie patrzy!
a zatem porcja obrazów ubytkiem malowanych ;)










wtorek, 23 listopada 2010

widokowo





siedząc w Poznaniu z narastającą potrzebą wyjazdu w góry, postanowiłam wrzucić kilka widokowych fotek, które zostały zrobione ze śledzibowych okien, dachu, podwórza i łąki..








poniedziałek, 15 listopada 2010

u-BEZ-pieczenie

sezon na prace porządkowo-remontowe powoli wygasa (choć jedno z nas wciąż dzielnie walczy). zaczął się natomiast czas papierkowych zmagań, które trochę nas bawią, a trochę smucą.. błądzimy na ślepo wśród dokumentów, w których wypełnieniu nikt nam rzetelnie nie potrafi lub nie chce pomóc.. czyżby nasz przypadek był zbyt skomplikowany? przecież takich osób jak my jest mnóstwo! takich jak my, czyli zameldowanych w dużym mieście, mieszkających (zwykle/jeszcze) w mieście, posiadających gospodarstwo rolne (w stanie rozkładu), lecz pracujących w zasadzie w mieście..
a jednak, udzielenie nam jednoznacznej informacji nawet w tak prostej sprawie jak ubezpieczenie gospodarstwa wydaje się niemożliwe!
rękojmia ubezpieczenia się kończy, a my staramy się (bez większych sukcesów) ubezpieczyć dom tak, by w razie "nieszczęśliwego wypadku" coś z niego odzyskać..
zamiast umowy ubezpieczenia, otrzymaliśmy na pocieszenie kilka paradoksów!
w jednej z agencji ubezpieczeniowych we Lwówku dowiedzieliśmy się, że według przepisów domy stoją 150 lat (nasz ma 183) , później..??? wygląda na to, że przestają istnieć!!! hmm, czyżby z okien tej agencji widniał gotycko-renesansowy ratusz??? nie!!! to niemożliwe, on nie istnieje!!!
w innej agencji do symulacji należało podać dane niezbędne do jej przeprowadzenia:
imię, nazwisko, pesel, nip, adres, nr.telefonu itp :-/ po tak zaskakującej rozgrzewce (odrzuconej!) padły zawstydzające pytania jak:
"kiedy był ostatni remont?" - jak tu powiedzieć że ostatni remont był ze 120 lat temu???
na domiar złego komputer nie przyjął w symulacji daty budowy domu - 1827 - trzeba było wpisać 1900 ;-)

na złosć polskim przepisom ubezpieczeniowym zdjęcie śledziby - ma 183 lata i stoi!!!


p.s. już sobie wyobrażam co to będzie z wnioskami o środki unijne ;)