czwartek, 14 lutego 2013

powiew nowego

minione dwa lata stały pod znakiem wpisu do rejestru zabytków i inwentaryzacji budynku. w 2013 sprawy dość mocno przyspieszyły – prawdopodobnie na skutek zadziałania życzeń przeczytanych na pewnym, dopiero co odkrytym, blogu.

tuż przed Nowym Rokiem wybraliśmy się do Zgorzelca w celu odbioru inwentaryzacji i omówienia lekko przeciągających się spraw związanych z projektem. przed spotkaniem z architektem, udało nam się odwiedzić szefostwo Stowarzyszenia Zagroda Kołodzieja. stowarzyszenie etatowo zajmuje się takimi chatami jak nasza, w końcu w swoim statucie ma m.in. "Podejmowanie działań na rzecz renowacji zachowanych przykładów architektury przysłupowo-zrębowejaliśmy". namówieni zostaliśmy do rzeczy, w naszym pojęciu, nierealizowalnej. mamy starać się o dofinansowanie z Urzędu Marszałkowskiego, przy czym termin składania wniosku o dotację mija ostatniego dnia stycznia! wszystko ładnie, pięknie, ale my nie mamy wymaganej dokumentacji: projektu, kosztorysu, zgody konserwatora, pozwolenia na budowę! załatwić wszystko w miesiąc? w Polsce? NIEMOŻLIWE! odpowiedzią na nasze sceptyczne podejście było stanowcze "próbujcie! nie macie na co czekać!". po kilkugodzinnej rozmowie na temat procedur i potrzebnych dokumentów, byliśmy mocno zmotywowani do pracy. z zapałem wyruszyliśmy na spotkanie z architektem, którego poinformowaliśmy o  n a t y c h m i a s t o w e j  potrzebie posiadania projektu. :-)

nie planujemy w śledzibie budowlanych rewolucji (szczerze mówiąc wolelibyśmy niczego przy niej nie robić, poza załataniem ubytków – potocznie zwanymi dziurami). nie będzie przebudowy, nadbudowy ani rozbudowy. nie chcemy zmieniać elewacji i zamierzamy zostawić oryginalny podział wnętrza. będziemy po prostu przeprowadzać bieżącą konserwację (a że w tej materii są spore, kilkudziesięcioletnie zaniedbania, to inny temat). zwykle do tego typu działań wystarczy zgłoszenie w starostwie, ale chcąc ubiegać się o jakiekolwiek dofinansowanie, musimy mieć pobłogosławiony przez konserwatora projekt budowlany i pozwolenie na budowę ze starostwa. koszt projektu będzie trzeba przełknąć (można by za to wstawić niejedno okno). na szczęście, dla "mieszkaniówki" nie jest aż tak wysoki. gdybyśmy potrzebowali projekt dla domu z działalnością gospodarczą, np. pensjonat, cena byłaby przynajmniej trzykrotnie wyższa. umówiliśmy się z architektem, że projekt trafi  j a k  n a j s z y b c i e j  do WKZ (konserwatora) w celu uzyskania zgody na prowadzenie prac przy zabytku, potrzebnej do pozwolenia na budowę. w przypadku remontu, zgoda konserwatora jest wymagana dla budynków wpisanych do rejestru zabytków, ale też tych figurujących w gminnej ewidencji.

 j a k  n a j s z y b c i e j  nie okazało się być tak szybko jak byśmy chcieli, ale wystarczająco, by się nie poddawać. zaczęła się walka z czasem... a po drodze zdarzyło się kilka urzędniczych cudów.

w jeleniogórskim WKZ poprosiliśmy o przyspieszone wydanie pozwolenia, motywując swoją prośbę chęcią złożenia wniosku o dofinansowanie remontu w urzędzie marszałkowskim... nikt nie kręcił nosem, wprost przeciwnie, starano się nam pomóc w miarę swoich możliwości. decyzja trafiła w nasze ręce w ciągu kilku (kilku = 3) dni!

jeszcze w dniu jej otrzymania, zgoda konserwatora, wraz z projektem i wnioskiem o pozwolenie na budowę, trafiła do naszego starostwa (Lwówek Śląski). tutaj również wręczaliśmy dokumentację z błagalnym wzrokiem i prośbą o szybkie rozpatrzenie sprawy. decyzję o pozwoleniu na budowę dostaliśmy w ciągu kilku (tu kilku = 2) dni!

ekspresowe załatwienie sprawy było oczywiście możliwe dzięki małej skali planowanych prac, ale nie dostalibyśmy decyzji tak szybko, gdyby nie urzędnicza życzliwość. we wszystkich dotychczas przez nas odwiedzonych instytucjach, nie tylko urzędach, ale też w wodociągach czy energetyce, pracownicy na każdym szczeblu – od stróża, po kierownika – wykazywali się zainteresowaniem, zrozumieniem i chęcią pomocy. na naszą prośbę, obowiązki starano się wypełnić w jak najkrótszym czasie. nie zostaliśmy przez nikogo zbyci a do tego nic nas to nie kosztowało! żadnych kopert, koniaków, zegarków ;-) ciekawe, czy to magia domu, nazwa naszej nowej miejscowości, czy po prostu mamy szczęście ;) ...został jeden (jeden = 1) dzień!

w międzyczasie specjalista tworzył dla nas kosztorys inwestorski, na jego podstawie wypełnia się cyferkową część wniosku o dofinansowanie prac prowadzonych przy zabytku. ukończony wniosek wysłaliśmy do praktykanta w tej dziedzinie, pani Eli z Zagrody Kołodzieja, z prośbą o weryfikację. błyskawiczna odpowiedź i kilka ostatecznych uwag wprowadzamy do wniosku. do teczki wkładamy decyzję konserwatora, zdjęcia obiektu, wypis z rejestru gruntów, wniosek o dotację, kosztorys prac i cieplutkie pozwolenie na budowę – mamy komplet dokumentów do "marszałka". dnia następnego, teczka ląduje we Wrocławiu na biurku sympatycznej pani sekretarki wydziału spraw obywatelskich.

 p.s. dziękujemy ZiŁom, oni wiedzą za co ;-)

14 komentarzy:

  1. Czytam i oczom nie wierzę! Jest takie powiedzonko: "głową muru nie przebijesz" a tu proszę! bach! i dziura na wylot! pewnie musiało trochę boleć ale skutek jest imponujący. Oby tak dalej! trzymam kciuki za dotację cobyście ją otrzymali.
    Ja w listopadzie 2012 złożyłem wniosek o dotację do ministra kultury i dziedzictwa narodowego, ...w tym roku będę musiał obejść się smakiem. Moja biedna wieża po zawale jeszcze nie wygląda na tyle przekonująco, żeby minister chciał wyłożyć kasę na jej dalsze leczenie;). Ale się nie poddaję, w listopadzie 2013 rusza kolejna edycja konkursu;) Powodzenia dla Waszego projektu! pozdrowienia z wieży.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. jeśli chodzi o proces uzyskiwania pozwolenia na budowę, w naszym przypadku wyglądało to tak, jakby dziurę wybił ktoś przed nami, aż zachwialiśmy się w momencie oczekiwanego kontaktu ze ścianą - po prostu wpadliśmy w pustkę; jeśli chodzi o dotacje wszelakie, wiemy że złożenie poprawnie wypełnionego wniosku nie jest warunkiem ostatecznym; uprzedzano nas, że nie można się zrażać i trzeba składać wniosek za wnioskiem; teoretycznie w marcu jest jeszcze drugi nabór u ministra (chyba, że wyczerpali już wszystkie środki) może zdążysz jeszcze spalić, zawalić, zalać i ograbić wieżę - szanse na dotację powinny wzrosnąć ;)

      Usuń
  2. Super !!! Gratulacje nie ma to jak "głowa na karku" :))) Byle do przodu !!!

    OdpowiedzUsuń
  3. Super! Kiedy decyzja! Trzymam kciuki żeby wszystko szło w takim tempie i w śród takiej życzliwości :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. decyzja chyba pod koniec lutego, czyli jakoś teraz :)

      Usuń
  4. Jejku, trzymam kciuki za Was i za śledzibę :) Będę zaglądać i cieszyc się razem z Wami z pomyślnych informacji!!!

    OdpowiedzUsuń
  5. trzymam kciuki za powodzenie u "marszałka". Co do urzędniczej życzliwości- wiele razy przekonałam się, że się da bez żadnych "bonusów", fajnie, że coraz więcej normalności jest w urzędach.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. żeby jeszcze normalność spłynęła na tych co na wyższych szczeblach zalegają

      Usuń
  6. Jestem pod wrażeniem tempa "załatwiania". Da się wiele dzięki życzliwości. Cieszę się, że i Wy tej życzliwości urzędniczej doświadczyliście. To takie pokrzepiające jest w tej czasem niemożności dookoła. Trzymam kciuki "za marszałka" i pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  7. Bardzo budująca - nomen omen - historia... teraz jeszcze życzę Wam trochę szczęścia i urzędniczej życzliwości przy przyznawaniu dotacji ;-) Z tego, co mam możliwość obserwować, w Urzędzie Marszałkowskim panuje przychylna atmosfera dla takich projektów. Oby! Pozdrawiam ;)

    OdpowiedzUsuń
  8. Dziń dybry. Jako biurkowa lala cieszę się, że Wam się udało i trafiliście na zmotywowanych urzędników:) Oby tak dalej, niech czyjeś zwinne palce przełożą Wasz wniosek na górę kupki!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dybry. oj nie wszyscy zdawali się być zmotywowani; na szczęście, gdzie nie zaznaliśmy życzliwości, okazano nam ŁASKĘ ;-) pozdrawiamy

      Usuń
  9. No i piknie.
    W mazurskich urzędach my też spotykamy się z życzliwośią.
    Trzymam kciuki

    OdpowiedzUsuń