muszę przyznać, że w Olsztynku skansen jest dość spory (spędziliśmy w nim ze trzy godziny), a chałupy są wyjątkowo zróżnicowane - i małe, i duże, i w kratę, i zrębowe i podcieniowe..
w skansenowej gospodzie skusiliśmy się na ciepły posiłek, gdzie standardowo porcja wegetariańskich pierogów ("ale czy na pewno w nich nie ma nic mięsnego?") została okraszona skwarkami - nazwanymi przez kelnerkę cebulką!
a w Becejłach było tak..
byliśmy też w Puńsku, który jest dla mnie dosyć egzotycznym miasteczkiem i nie mam tu na myśli budownictwa, a raczej klimat. niby to Polska, ale jakby już Litwa. tablica z nazwą dwujęzyczna Polsko-Litewska (Puńsk Punskas), z czym na terenie naszego kraju jeszcze się nie spotkałam. nie powinno mnie to jednak dziwić - prawie osiemdziesiąt procent mieszkańców stanowią Litwini. w Puńsku znajduje się wyjątkowa, jedyna w Polsce, szkoła muzyczna z klasą instrumentów ludowych. jej uczniowie prezentowali swoje umiejętności podczas taboru.
do Puńska pojechaliśmy przede wszystkim żeby zobaczyć.. skansen budownictwa litewskiego - niewielki, jednozagrodowy, ale za to sprawiał wrażenie bardzo autentycznego.
my: ładny domek.
gospodarz: ładny, ładny, tylko nie ma komu mieszkać..
my: to może do skansenu oddać?
gospodarz: szkoda mojej pracy, żeby tak oddać.
my: to pan budował?
gospodarz: taaak ja, już dwanaście lat minęło.
my: :-O
my: (po chwili niezręcznej ciszy, ochłonąwszy) a na Włodki to w lewo, czy w prawo?
i pojechaliśmy..
a poniżej oba domy. my mieliśmy na myśli ten po prawej, gospodarz po lewej i tak oto mówiąc (teoretycznie) tym samym językiem się dogadaliśmy..
niestety czasu na zwiedzanie było niewiele, dotarliśmy tam tuż przed zamknięciem, na szczęście dla nas, miła pani z kluczykiem otworzyła i oprowadziła po najciekawszych budynkach. jedną z ciekawostek była ławeczka z ruchomym oparciem. gdy oparcie było pod ścianą była to informacja dla odwiedzających, że gospodarze chętnie przyjmują gości, gdy było odwrócone, od środka izby (jakby uniemożliwiając siadanie) oznaczało to, że w tym dniu gospodarzom nie w głowie goście. była to taka subtelna, ale jednoznaczna forma rozmowy bez słów, dzięki której nikt się nie musiał krępować.
na zdjęciu w pozycji "zapraszamy".
z Nowogrodu pojechaliśmy prosto do domu, ale przecież to nie koniec naszej ludowej drogi ;-)