sezon na prace porządkowo-remontowe powoli wygasa (choć jedno z nas wciąż dzielnie walczy). zaczął się natomiast czas papierkowych zmagań, które trochę nas bawią, a trochę smucą.. błądzimy na ślepo wśród dokumentów, w których wypełnieniu nikt nam rzetelnie nie potrafi lub nie chce pomóc.. czyżby nasz przypadek był zbyt skomplikowany? przecież takich osób jak my jest mnóstwo! takich jak my, czyli zameldowanych w dużym mieście, mieszkających (zwykle/jeszcze) w mieście, posiadających gospodarstwo rolne (w stanie rozkładu), lecz pracujących w zasadzie w mieście..
a jednak, udzielenie nam jednoznacznej informacji nawet w tak prostej sprawie jak ubezpieczenie gospodarstwa wydaje się niemożliwe!
rękojmia ubezpieczenia się kończy, a my staramy się (bez większych sukcesów) ubezpieczyć dom tak, by w razie "nieszczęśliwego wypadku" coś z niego odzyskać..
zamiast umowy ubezpieczenia, otrzymaliśmy na pocieszenie kilka paradoksów!
w jednej z agencji ubezpieczeniowych we Lwówku dowiedzieliśmy się, że według przepisów domy stoją 150 lat (nasz ma 183) , później..??? wygląda na to, że przestają istnieć!!! hmm, czyżby z okien tej agencji widniał gotycko-renesansowy ratusz??? nie!!! to niemożliwe, on nie istnieje!!!
w innej agencji do symulacji należało podać dane niezbędne do jej przeprowadzenia:
imię, nazwisko, pesel, nip, adres, nr.telefonu itp :-/ po tak zaskakującej rozgrzewce (odrzuconej!) padły zawstydzające pytania jak:
"kiedy był ostatni remont?" - jak tu powiedzieć że ostatni remont był ze 120 lat temu???
na domiar złego komputer nie przyjął w symulacji daty budowy domu - 1827 - trzeba było wpisać 1900 ;-)
na złosć polskim przepisom ubezpieczeniowym zdjęcie śledziby - ma 183 lata i stoi!!!
p.s. już sobie wyobrażam co to będzie z wnioskami o środki unijne ;)