poniedziałek, 30 czerwca 2014

nabroiło się - czyli o tym jak pięknieje nam chałupa – cześć I

stało się! w końcu, po latach wyczekiwań i ociągania się rozpoczęliśmy prawdziwy remont! nie jakieś tam zamiatanie, przekładanie, przyczepianie folii i inne prowizorki, lecz remont zmieniający wygląd naszego domu!
historyczny moment miał miejsce.. w końcówce zeszłego roku (tak, wiem, ociągałam się z relacją paskudnie). nie było przecinania wstęgi ani występu orkiestry dętej, choć fanfary grały nam w głowach, a serca przepełniała ekscytacja zmieszana z paniką. dlaczego dopiero teraz? zwlekaliśmy z różnych przyczyn – formalnych, finansowych, ale i ze względu na strach przed spowodowaniem nieodwracalnych, złych zmian wynikających z naszej niewiedzy. w końcu jeszcze kilka tygodni przed kupnem śledziby nie wiedzieliśmy nawet, że na Pogórzu są takie domy, nie mówiąc już o naszej wiedzy na temat remontowania takowych. wiedzieliśmy natomiast, że ze względu na oryginalny, zachowany charakter chałupy remont nie powinien być przypadkowy i obarcza nas sporą odpowiedzialnością. z perspektywy czasu trochę śmieszy mnie przekonanie o konieczności pozostawienia starego tynku, resztek gliny w polach szachulca, poszarzałej farby wapiennej na ścianach i belkach, czy przegniłej i zżartej przez drewnojady podłogi. przez takie myślenie straciliśmy sporo czasu, ale może uchroniliśmy śledzibę przed naszymi błędami remontowymi. zanim wprowadzimy jakiejkolwiek poważne zmiany sto razy zadajemy sobie pytanie "jak naprawić, żeby nie popsuć?" i szukamy złotego środka pomiędzy współczesnością a tradycją (a przynajmniej tak nam się naiwnie wydaje).

nie zdecydowaliśmy się na remont śledziby w stylu coraz bardziej popularnym na Pogórzu (w całym kraju zresztą). nie będzie (co może niektórych rozczaruje) różowej elewacji, czerwonej blachodachówki ani plastikowych okien połaciowych. postanowiliśmy podążyć nie tak krzykliwą drogą i skorzystać z tradycyjnych, starodawnych technik budowlanych. nie robimy tego ze względu na wymogi konserwatorskie, o nie! robimy to z szacunku do architektury regionalnej (choć z tego regionu nie pochodzimy), chęci zachowania dziedzictwa (nie ważne czyjego - polskiego, łużyckiego, czy niemieckiego - po prostu pogórzańskiego /w skali mikro/ lub europejskiego /w skali makro/), czy chęci życia w wyjątkowym i pięknym domu.

remont rozpoczął się od naprawy szachulca, którego fatalny stan powodował dalsze niszczenie śledziby. przez ubytki w szachulcu lała się woda, sypał się śnieg i grad. trzeba było w końcu temu zaradzić. najlepszym w naszym mniemaniu szachulcowym specjalistą  na Pogórzu jest W. P. (szachulec.pl) - "rzemieślnik wiejski", którego podejście do domów przysłupowych i szachulcowych jest bliskie naszemu - zostawić co można, wymienić co trzeba, odtworzyć najwierniej, ratować! zatem poprosiliśmy W. o naprawę naszego szachulca. polegała ona na uzupełnieniu żerdek w polach szachulca - to na nich trzyma się glina, wymianie kilku elementów konstrukcji ryglowej i wreszcie uzupełnieniu pól gliną wymieszaną ze słomą.


było

jest


    było


jest
nie jest to jeszcze docelowy wygląd szachulca. gliniane pola zostaną otynkowane i pomalowane białą farbą wapienną. wraz z przyciemnionymi belkami powstanie czarno biała krata.
wzór, który został w glinie wyrysowany ma ułatwić nałożenie tynku (w kolejnym etapie robót). tego typu wzory zobaczyć można na niejednej pogórzańskiej chacie, tam gdzie tynk już odpadł (przykład 1, przykład 2). 

 wzór na naszej stodole
 nowy wzór
remont konstrukcji i wypełnienia szachulca został dofinansowany przez Urząd Marszałkowski Województwa Dolnośląskiego (dziękujemy).