nadeszły upragnione wakacje i możemy w śledzibie siedzieć RAZEM (dłużej niż tylko przez weekend). prace i wypoczynek (będąc dosłownym "lenistwo") słodko się ze sobą przeplatają. dopiero teraz, mając przedsmak wiejskiego życia wiem, po co to robimy, a wątpliwości (czy warto?) oddalają się.
wśród naszych największych sukcesów ostatnich dni jest, miejmy nadzieję, ostateczne przygotowanie szamba do użytku. nie miałam okazji wyławiać owczych czaszek, za to tym razem miałam swój znikomy udział w wyławianiu "tego", co mogłoby zatkać rurę pojazdu asenizacyjnego. "to" co wyłowiliśmy miało w składzie m.in.:
szlam (wolę nie wiedzieć w jakim składzie ;))
kości (!) owcze (?)
szkielet kota
stary zawias
cała ta mikstura została pieszczotliwie nazwana przez G... "kupą smoka" ;)
doświadczenie to było dość traumatyczne (zwłaszcza dla G., który siedział kilkadziesiąt minut w zbiorniku i wybierał zawartość).
zaczęliśmy też upijać denaturatem pewnych niesympatycznych drewnożerców
i delikatnie skrobać olejnicę, a w zasadzie usuwać odchodzące płaty, z belek i sufitu w izbie zrębowej
przy okazji znaleźliśmy "bardzo ciekawy bożonarodzeniowy wzór łużycki z XVIII wieku" ;-D pod kolejną warstwą papieru (tym razem nie farby), który służył do..izolacji!?
posadziłam moje ukochane hortensje. ta z przodu, choć maleńka, ma dla mnie szczególne znaczenie. przywiozłam ją dwa lata temu w postaci gałązki z Bretanii, ukorzeniłam i chowałam w mieszkaniu. mam nadzieję, że przyzwyczai się do nowych warunków (o ile ślimulce jej nie zjedzą, bo zaczęły się do niej dobierać),
i choć pracy nieskończenie wiele udaje się nam od czasu do czasu odwiedzić właścicieli pewnego domu już nie przysłupowego, którzy myślą, że przyjeżdżamy do nich tylko po to by skorzystać z instalacji wod-kan w miejscu ich tymczasowego pobytu ;-p
a my tak zwyczajnie uwielbiamy palić stosy starego, mokrego siana ;-D
odwiedziliśmy też, po wielu latach, pewne schronisko, by sprawdzić, czy aby przypadkiem nie jest przysłupowe. jest!
zapoznaliśmy się też z nowym, nieznanym nam dotąd bliżej otoczeniem staruszka, które uznaliśmy za niekoniecznie piękne i niekoniecznie wpływające pozytywnie na klimat Gór Izerskich. cóż, turystyka rządzi się swoimi prawami, przynajmniej jest kolejna atrakcja w regionie.
a mi wciąż trudno uwierzyć, że można o 15:00 (po obiadku) wyjechać z domu w góry, po drodze - niby przypadkiem - spotkać znajomych i pogawędzić z nimi krótką chwilę, wdrapać się na szczyt, zejść i wrócić do domu przed zmrokiem! w samą porę na "imperium kontratakuje".
Myślicie, ze denaturat na drewnożerców wystarczy? Może się upiją i tanecznym krokiem pomkną w siną dal:-)))Belki piękne wyłaniają się w Waszej Śledzibie spod farby.
OdpowiedzUsuńNo jak to, to nie jesteście wyrachowani i interesowni? ;)
OdpowiedzUsuńJuż tęsknimy;P
Nie wyrzucajcie tej łużyckiej celulozy zanim jej nie zlustrujemy!
kupy smoka nie zazdroszczę ale całej reszty TAK!:)
OdpowiedzUsuńPrzedsmak wiejskiego życia zawsze napawa optymizmem - fundujcie sobie takie wakacje ilekroć dopadną Was zwątpienia :) Okolic górskich zazdraszczam :)
OdpowiedzUsuńTo są właśnie uroki bycia tam, na miejscu, a nie tylko z doskoku, ledwie człowiek się porozgląda, a już trzeba pakować się i wracać. Jest czas odwiedzić sąsiadów, połazić po okolicy, grzybków nazbierać, rano obudzić się z perspektywą, że nigdzie nie trzeba się śpieszyć, ani pakować, uwielbiam taki czas. Belki cudnie rzeźbione, z czasem odsłonią swoje piękno, już wyobrażam sobie. Ta gondolka to chyba dla leniwców? krajobrazy przydomowe cudne, a to słońce to wschodzi czy zachodzi? serdecznie pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńdetale we wnętrzu domu macie superzachowane:)!
OdpowiedzUsuńPo ostatnim akapicie się rozmarzyłam... W Izerach jest pięknie, jeszcze się kiedyś spotkamy na szlaku (nic o tym nie wiedząc :))
OdpowiedzUsuńAsiu i Wojtku, denaturatem karmimy tylko te, które pokazują nam gdzie są tworząc kopczyki. niestety (dla niech, dla nas na szczęście) w efekcie są bardziej martwe niż pijane. pewnie denaturat nie wystarczy do unicestwienia wszystkich, ale na dobry początek..
OdpowiedzUsuńZiŁ z tym papierem, to tak z przymrużeniem oka, że nie wszystko w śledzibie jest stare i wartościowe. taki papier, jak przez mgłę, kojarzę z czasów prlu ;-D
Mario krajobraz z zachodzącym słońcem niestety nie nasz, a ZiŁ ;-( strasznie, strasznie im zazdrościmy. gondolka miała być chyba przede wszystkim dla narciarzy, ale w sezonie letnim sprowadza na Stóg Izerski też tych bardziej wygodnych ;)
mindfulatthirty do zobaczenia na szlakach
pozdrawiamy wszystkich gorąco
Wiemy, wiemy - stąd nasz entuzjazm!
OdpowiedzUsuńTu znowu my - zapraszamy do nas po wyróżnienie dla szczególnie wytrwałych w zmaganiach remontowych:-)))
OdpowiedzUsuńEch, takie przedsmaki są najfajniejsze .. poza oczywiście smoczą kupą ;).Urlopowo posiedziałam nieco w swojej miniaturce i już tęsknię.
OdpowiedzUsuńCiekawa jestem tego sposobu z denaturatem, czy możecie przybliżyć ? Też mamy niechcianych lokatorów i chętnie przenisołabym ich gdzieś.. w zaświaty???
Asiu i Wojtku DZIĘKUJEMY! nie potrafię wybrać 16 blogów do przekazania wyróżnienia, wyróżniam cały pasek śledzibowanych.
OdpowiedzUsuńSarenzir denaturat wciągamy w strzykawkę i robimy zastrzyki denaturatowe w dziurę robala ;) to sposób doraźny, bo podobno może niszczyć drewno, dlatego będziemy próbować z chemią na robale do kupienia np w marketach budowlanych
pozdrawiamy